Canon przyznał, że lustrzanka 4K – 1D C to w rzeczywistości model 1D X z bardziej aktualnym firmware.
Oba modele są w kwestii sprzętu identyczne. Jedyna różnica polega na zastosowaniu gniazda synchronizującego lampę. Tak więc “bebechy” 1D X są takie same, co w przypadku 1D C – przetwornik, procesor, wszystko. Oznacza to, że 1D X również jest w stanie nagrywać footage 4K – nie powinno być problemów, ani z przepływnością strumienia, ani też z przegrzewaniem lustrzanki.
I choć technicznie możliwe jest przygotowanie przez Canona aktualizacji firmware’u, który przyniósłby 1D X dodatkowe funkcjonalności, producent raczej nie zdecyduje się na taki krok. Chodzi to m.in. o kwestie celne – 1D C jest klasyfikowany jako kamera, a tego typu sprzęt objęty jest wyższą stawką podatku.
Tak brzmi oficjalne stanowisko Canona. Nie sądzimy jednak, że kręcący w 4K operatorzy zdecydowaliby się na ujęcia trwające dłużej niż 29 minut. Cło z pewnością nie jest głównym powodem dla którego Canon wzbrania się przed wymianą firmware’u.
Canon ma świadomość tego, że większe studia filmowe oraz zajmujący się profesjonalnie kręceniem bez problemu zapłacą 13 tysięcy dolarów za DSLR-a 4K. Dlaczego więc oferować im tę samą funkcjonalność w sprzęcie za 6 tys USD?
A może ktoś inny zajmie się “dopisaniem” funkcjonalności, której zabrakło w 1D X? Czekamy na Magic Lantern 4K.